sobota, 9 lipca 2011

Jehowa jako projektant, i to całkiem niezły.


Rok 2011 — dostaję właśnie dwutysięczną jedenastą ulotkę Chrześcijańskiego Zboru Świadków Jehowy. Choć wydawało mi się, że widziałem już podobne dwa tysiące dziesięć razy, jakże się myliłem! Nie widziałem żadnej.

Niczym Szaweł, zobaczyłem nagle to, na co patrzyłem od lat, nie widząc. Jak doskonały musi być projekt ulotki, by nikt nigdy nie zwrócił uwagi na jego wygląd? Wiedzą i widzą to wszyscy, ale nikt nie zwraca uwagi. W jednym świstku papieru zobaczyłem działanie żywej świadomości, inteligentnej i nieprzypadkowej.

• Jak to możliwe, że ulotki Świadków zachowują niezmienny charakter od dziesięcioleci, odporny na zawieruchy technologii, nowatorstwo i rozwój marketingu?
• Co sprawia, że możemy rozpoznać je nawet z bardzo dalekiej odległości, rozpoznając tylko podstawowe barwy i proporcje?
• Jakim cudem – w tym przypadku, to uprawnione podejrzenie – osiągają tak spójne rezultaty, mając do dyspozycji wcale niepiękne materiały (15 rodzajów ilustracji, 10 zdjęć i dwie „trzcionki”)?

Odpowiedź jest prosta i przejmująca zarazem. Otóż, materiały te reklamują ni mniej, ni więcej jak — Boga. Bogom zaś nie wypada robić błędów (a w każdym razie, nie mniejszych niż stworzenie istot, które muszą przesypiać trzecią część życia).
Na wszelki wypadek, delikatnie pokłoniłem się przed koszem na śmieci.

Brak komentarzy: