
Trochę poloplastra, benzynowy mazak i szczypta szaleństwa
Tylko tyle trzeba, by wywołać efekt marketingowy, który spiorunuje każdego grzybiarza. W uchwycie, jakim czterema lepkimi łapkami owo niezbyt barwne ogłoszenie trzyma się zmarszczonej kory pnia, jest pewna czułość i tęsknota. Za powrotem do natury, do stanu pierwotnej nieświadomości, gdy każdy papier, każda reklama była tylko częścią wielkiego, włóknistego kosmosu.
„Słowo las znaczy świat”.
Słyszycie, geje z warszawskich agencji reklamowych?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz