
Trudno znaleźć jest dziedzinę życia, w której Stany Zjednoczone Ameryki Północnej nie dzierżyłyby lauru pierwszeństwa. Najwięcej filmów, rakiet, macintoshy, pornografii, odkryć naukowych – niekiedy nawet, w bardzo dobrym gatunku. To fascynujące i monotonne zarazem. Rywalizacja z Amerykanami dosłownie w czymkolwiek to sprawa z góry skazana na co najwyżej remis. Gdyby się dokładnie wypytać Ku-Klux-Klanu, prawdopodobnie przebili by Eskimosów w odwiecznej rywalizacji na określenie odcieni bieli.
Co pewnie nielicznych zaskoczy, są również ekspertami (choć Japończycy nie są dużo gorsi) w komiksowych onomatopejach oddających wielkie emisje energii. Brzmi skomplikowanie? Wbrew pozorom, brzmi dość znajomo, czyli „booooooooooooooooaaam”. Albo „ka-blaaaaaaaaaaaaaaaam!!!”, „wooooaaaaaaaaaaaaaaahhhhhhhgrrrrrr” i wiele innych. Gdy postać przedstawiona na papierze strzela z lasera, pentakuszy atomowej bądź też wydziela z wnętrz dłoni śmiercionośne metakosmiczne promieniowanie, którego nabawił się w dzieciństwie, brzmi to właśnie tak. Wraz z kolejnymi seriami przygód północnoamerykańskich idoli te dość abstrakcyjne wyrażenia zastępują coraz większe partie dialogowe, co nie może dziwić, gdy ich główną treścią jest walka wręcz. Po cóż więc gadać o Dostojewskim, jeśli trzeba jeszcze przed wydaniem porannych gazet spalić kosmo-wiązką nawet kilkunastu złych ludzi? Wysłowiony huk eksplozji atomowych zastąpił psychikę bohaterów, a umiejętność wypuszczania promieni energii z oczu spełnia rolę czegoś, co kiedyś opisywane było jako komunikacja niewerbalna. Słowem, bij, zabij!
Są jednak spokojniejsze kraje, gdzie niedofinansowanej policji nie pomagają żadni mutanci w kolorowych strojach (nie licząc słynnego Mutanta, gangstera o takim właśnie, działającym na wyobraźnię pseudonimie). Tutaj szlachetna sztuka onomatopei pozostaje w służbie pokoju, z daleka trzymając się od bitewnych dźwięków. W tym przypadku, posłużyła ona wymiernym celom reklamy, ilustrując odgłosy kojarzone z jedzeniem posiłku. Czy wszystko, co związane jest z jedzeniem, budzi apetyt? Tu kompetentny byłby bardziej gastrolog, wydaje się jednak, że nie tak trudno zepsuć sobie posiłek jedzeniem właśnie. Na przykład, tym już przetrawionym. Stara alchemiczna zasada „podobne działa na podobne” działa, ale nie tak, jak byśmy chcieli. Rytmiczne odgłosy „am, am, am” równie łatwo przywiodą na myśl perystaltykę jelit jak słodkie ciamkanie narzeczonej Spider-Mana.
2 komentarze:
"Powiedz aaaaam" - to jak karmienie dziecka łyżeczką :)
nie smaczne; nie będę tego jadła
Prześlij komentarz