
Prawo zabrania nazywania dziecka w sposób uwłaczający mu, budzący kontrowersje czy rozbawienie. Tylko grzywnom i groźbie więzienia zawdzięczamy, że nie mieliśmy w szkole kolegów o imionach Rudy albo Turbo, a do kina nie chadzaliśmy z Barbie lub Metempsychozą. Kto i co jednak zabezpiecza nas przed nietypowymi nazwami firm? Nikt i nic - czego przykładów szukać nie trzeba długo. Oto jeden z nich - nieco chyba zbyt pośpieszne skojarzenie drewnianych drzwi wejściowych z bajkową i komfortową krainą snów. Jak widać, znalazła się osoba, która w naturalny sposób skojarzyła te dwie rzeczy. Jest w tym też dosyć konsekwentna - nazwa firmy bowiem jest fonetycznym zapisem angielskiego słowa „dreams” (sny); wykorzystał tę konstrukcję również w haśle reklamowym. Jest to chyba jednak bardziej brnięcie niż pięcie (w górę). Drzwi - w większości wypadków - powinny być solidne i trwałe; mają bronić nas przed kolędnikami, rajdem CBA, dzikami wychodzącymi żerować na przedmieściach - powinny być mocne jak ciężarówka Mercedesa prowadzona przez Mariusza Pudzianowskiego. Zwiewna sfera snów, marzeń nocnych i wędrowania między snem („to nie sny...”) a jawą to chyba nie do końca to, co można by nagrodzić brawami. Niewskazane jest bowiem mylić rzeczywistość z nierzeczywistością, gdy ktoś wynosi Ci nocą ulubiony telewizor.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz