
Czy warto wybaczać średnim znakom graficznym? Wiele z nich jest tak nijakich, że nie chce się nawet ich nie lubić - wydaje się mi jednak, że warto jest tępić taką nijakość. Tym razem oglądamy znak restauracji prezentujący powszechny syndrom niedorozwoju logo, tzn. właściciel wymyślił nową, wspaniałą nazwę dla swego lokalu (tego tematu lepiej nawet nie zaczynać), dodał pod spodem napis „Bar”, aby nikt się nie pomylił w ocenie jego oferty (litości...) i wszystko było by wspaniale, gdyby nagle nie dostał smsa, że na Zachodzie w takich miejscach pokazuje się jakiś znak firmowy. Otwarcie za godzinę, wódka zamówiona - co robić? Widać, co - po nazwę doklejono kolejny znaczek który w żaden sposób nie jest spójny z resztą - zamiast dumnego drapieżnika mamy tutaj jakiś cherlawy szkielecik, dwie wygięte płaskolistwy przypominające raczej parodię chrześcijańskiej symboliki. Niby to takie małe i nieznaczące, ale jakże żałosne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz