niedziela, 19 czerwca 2011

Reklaa dźignią andlu.


Cicha, ale zawsze dobrze słyszalna jest mowa pieniędzy – a gdy słyszysz głos, który kochasz najbardziej na świecie, nie zważysz na niedostatki wymowy bądź akcentowania twardych zgłosek. Ten inny, miękki jak złoto głos ten jest słodszy niż najlepszy miodek.

Nie ma więc mowy o błędach tam, gdzie jest mowa o zyskach. Jedynym może być tylko – brak zysków. Wówczas pozostaje już tylko krzyczeć, tak, jak na załączonym obrazku. To krzyk, którego nie powstydził by się największy malarski ekspresjonista – lament i samotności reklamodawcy bez reklamobiorcy. To godowy śpiew zagubionego medium, nośnika pozbawionego treści. Co może być smutniejszego od pustego billboardu?

Ta biel jest trupia, czerwony napis uczyniony jest krwią właściciela. Nikt mnie nie chce, może zechcesz Ty? Zadzwoń, proszę, zadzwoń, błagam, napisz sms-a, telegraf, zapal rytualne ognisko, przy którym ogrzeją się nasze biznesy. Zróbmy sobie razem pieniądze i wychowajmy je na duży majątek. To mówi, krzyczy, szepcze syrenim szeptem.

Dlaczego z błędami? Cóż za błędne pytanie. Dopóki numer telefonu się zgadza, zgadza się wszystko. Być może, druk był płatny od litery?

Brak komentarzy: