sobota, 10 stycznia 2009

Koniec roku na końcu świata


Sylwester na Times Square jest dla mięczaków.
Gdy nie ma się zahamowań, można zajść naprawdę daleko.

Ta prawda dobrze sprawdza się, gdy poszukuje się prawdziwie atrakcyjnych możliwości noworocznej zabawy. Autokary wożą spragnionych rozrywki telewizyjnego formatu balowiczów, stoły warszawskich i barcelońskich lokali uginają się od spożywających - kto żyw, porzuca gospodarskie zwierzęta i jedzie do Wiednia powitać nowy rok tak, jak wypada witać coś, co trwa aż 365 dni.

Globalna wioska i tutaj jednak oferuje rozwiązania dla odszczepieńców, samotnych wilków których natura - jak wiemy - zawsze ciągnie do lasu. Nabazgrane kawałkiem zgliwiałej kory ogłoszenie, dyskretnie przyklejone na dworcowym kiosku - to idealna oferta dla wszystkich niespokojnych duchów, którzy ściskając w ręku kamyk zielony wędrują przez zmienny świat, poszukując prawdy. Czy prawda mieści się 15 km za Białymstokiem - tego nie wiemy. Na pewno jednak nie mieści się w żadnym mieście powyżej 500.000 mieszkańców.

Choć typowy sylwestrowicz preferuje duże grupy ludzi, wielkie miasta i prestiżowe lokale, wyjazd do tak oddalonego od wyżej wymienionych miejsca ma jedną, trudną do przecenienia zaletę - prawdopodobnie nawet w najgłębszą północ nie dotrze tam rozpraszający i uciążliwy huk noworocznych fajerwerków.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Jadę, nareszczenie nowy rok w nowym miejscu!!!!!!!!!!